|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Karo3
Bazgrolnik
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 10:16, 24 Cze 2009 Temat postu: "Ku pamięci Sorayi" |
|
|
To moje pierwsze opowiadanie, które napisałam na komputerze. Jest dziwne, już się do tego przyzwyczaiłam. W opinii mojej najlepszej przyjaciółki Julki- mega dziwne. Tak mnie naszło a napisanie czegoś bardzo smutnego, bardzo dziwnego. Wiem, akcja leci za szybko, a imię Soraya jest trochę dziwne, sama nie wiem jak je wymawiać.
Pośmiejcie się
Moje życie dzieli się na trzy etapy:
Będąc czworonogiem na ziemi poznałem co to miłość, ból, szaleństwo…
Będąc królem powietrza dowiedziałem się, że oderwanie się całkowicie od ziemi i przeszłości jest dla mnie niewykonalne…
A będąc tym, czym pogardzałem dowiedziałem się innych prawd o życiu…
To nie był mój dzień. Usiadłem na trawie obserwując kątem oka Sorayę. Jadła właśnie jelenia, a ja nie chciałem się wtrącać. Wspólne jedzenie traktowane było strasznie poważnie. Myślałem, że to wina surowego prawa, które nas obowiązywało, ale…Prawo było potrzebne, bez niego bylibyśmy dzikusami…zawsze na nie narzekaliśmy. Dzikusy tak mają.
Pomimo wszystkich argumentów, wtrąciłem się. Soraya spojrzała na mnie chłodnym wzrokiem.
Odejdź…
Nie mogłem się powstrzymać. To była wina mojego instynktu. Nie chciała mnie, ale nie potrafiła zaprotestować. Tak byliśmy zaprogramowani. Kiepsko.
Zagryzłem porządnie zęby. Bolało. Patrzenie na Sorayę bolało jeszcze bardziej. Ona mnie nie chciała, choć byłem jedynym adoratorem. Jedynym! Nie mogłem w to uwierzyć. Soraya była…pociągająca…Głupi instynkt.
Kochałem ją bardziej niż chciałem. Zdawało mi się, że mnie zna. Ale ona mnie nie kochała. Smutek. Życie było takie skomplikowane…
Odejdź…
Czy potrafiłbym odejść od niej na zawsze, szczególnie, że już przegiąłem strunę? Nie. Zbytnio ją kochałem.
Odejdź…
Nie, nie odejdę. Nawet na to nie licz. Nie ponowiła prośby, ale wiedziałem, że ma dość. Potrafiłem wyczuć takie rzeczy.
Dlaczego nie odszedłem? Powodem było to moje głupie przywiązanie. Nie mogłem wyobrazić sobie dnia bez niej, choć przez większość czasu, który spędzaliśmy razem wkurzałem ją.
Idiota.
Soraya skoczyła na mnie i to bez sympatycznych zamiarów. Pozwoliłem się przewrócić, wiedząc, że potem nadejdzie czas na siłowanie się, a w tym momencie zawsze wygrywałem. Byłem dość silnym wilkiem, Soraya zresztą też, ale miałem przewagę w postaci wielkości. W takich momentach dziękowałem, że jestem samcem.
Oczy Sorayi rzucały błyskawice. Uśmiechnąłem się w duchu.
Warknęła wrogo, a sierść na karku zjeżyła się. Wyglądała jak kot, nie wilk.
Wyczuła moją drwinę. Warknęła ponownie i pobiegła w las.
Do dziś dnia żałuję, że nie pobiegłem za nią.
Za to, ponieważ rzeczywiście byłem skończonym idiotą, wróciłem do bazy w świetnym humorze, niosąc w pysku kawałek jelenia. Wyczułem smutek pozostałych już z kilometra, ale łudziłem się, że umarł stary wilk.
Serce mi pękało.
Otoczone przez resztę wilków ciasnym kręgiem leżało ciało Sorayi.
W pierś miała wbite dwie kule.
Ludzie.
Nienawiść.
Ból.
Nie mogłem znieść takiego widoku, zbyt wiele emocji buchało we mnie. Biegłem jak najszybciej potrafiłem, nie zwracając uwagi na ból, chłód. Atakowałem każde zwierze, które stanęło mi na drodze. Mordowałem z zimną krwią, a ciało Sorayi miałem przed oczami. Myślałem, że serce mi pęknie z bólu.
Ból.
Krew.
Szaleństwo.
I opętańcza tęsknota za Sorayą.
To wszystko towarzyszyło mi przez kolejne 5 lat. Byłem bardzo groźnym, samotnym, szalonym wilkiem. Swój teren oznaczałem niszcząc roślinność, a moja dawna wataha nie wchodziła mi w drogę. Musieli mnie zostawić. Stanowiłem niebezpieczeństwo dla wszystkich. Tak więc żyłem tuż koło nich ze względu na pamięć o Sorayi.
Mordowałem ludzi. Bezlitośnie. Zaczęli bać się lasu i potwora tam żyjącego. Myślałem, że to zemsta za Sorayę, ale nie- to była moja prywatna zemsta za ból. Za swoje szaleństwo, które musiałem znosić z dnia na dzień.
Stado zaczęło myśleć o zlikwidowaniu mnie. Zlekceważyłem to. Śledzili mnie starannie, obserwując moje działania zza gęstwiny krzewów. Ten nadzór zaczynał mnie denerwować.
W samym środku mojego szaleństwa, gdzieś przy sercu, które zlodowaciało, narodziła się myśl:
Latanie.
Po raz pierwszy poczułem jakiś sens tej egzystencji, w której czas dotychczas marnowałem. Latanie. W zasadzie, nie przyznałem tego przez sobą, ale to miałoby mi pomóc oderwać się od złych myśli, od śmierci Sorayi, od przeszłości.
Lecz skąd miałem wiedzieć, że oderwanie się od ziemi (w sensie dosłownym i w przenośni) jest takie trudne?
Biegłem w tempie zbyt szybkim, nawet jak dla wilka. Przed oczami miałem dużą zieloną plamę. Bolało mnie wszystko: łapy, których nie widziałem, pysk, opuchnięty po zderzeniu się z drzewem i plecy.
Skrzydła.
Nagle poczułem, ze mam coś na plecach. Moje ciało uległo gwałtownej przemianie. Bolesnej przemianie. Łopatki wydłużyły się, a tylne nogi zamienione zostały w szpony. Obrosłem pierzem. Odczuwałem świat zupełnie innymi zmysłami. Nabrałem w pojemne płuca sporo powietrze i zapikowałem w dół. Byłem orłem.
Chwilę polatałem nad głowami moich dawnych pobratymców. Byli zdziwieni, ale poczuli ulgę, że nie będę już sprawiał im kłopotów. Wzbiłem się w górę, nie oczekując widoku moich braci. Nigdy. Zbyt przypominali mi Sorayę.
Zaczęło szarpać mnie wewnętrznie- tak jakby dwa wilki ciągnęły moje serce w różne strony. Szaleństwo zaczęło się odnawiać.
Soraya.
Myślenie o niej bolało mnie strasznie. Chciałem móc zapłakać. Co mam jeszcze zrobić, aby zapomnieć o krzywdach wyrządzonych w przeszłości?
Odpowiedzi na to pytanie szukałem przez dwa lata. Dwa lata szaleństwa, rozgoryczenia i bólu. Dwa lata beznadziejnego wspominania przeszłości. Dwa lata myślenia, że życie jest bez sensu. Dwa lata zabijania kolejnych ludzi…
Aż wreszcie coś wykiełkowało. Rosło powoli. Najpierw zrozumiałem, że nie mogę się poddawać. Potem… zastanawiałem się, co Soraya zrobiłaby w mojej sytuacji. Oczywiście, gdyby mnie kochała tak mocno, jak ja ją. Poczułem ból. Ona nigdy nie żywiła do mnie głębszych uczuć. Ale gdyby chodziło o jej wybranka... Odpowiedź była strasznie gorzka. Soraya zostałaby człowiekiem. Ja jestem idiotą usilnie starającym się zemścić, a ona zawsze była mądra. Podejmowała dobre decyzje. Muszę kierować się jej mądrością…
Jednak sama myśl o tym, że miałbym stać się człowiekiem wzbudziła we mnie obrzydzenie. Zabijałem ludzi, pogardzałem nimi, mściłem się na nich. Soraya. To nie dawało mi spokoju. Wylądowałem koło miasta orając pazurami ziemię. Starałem się myśleć jak człowiek. I moje ciało po raz kolejny doświadczyło bolesnej transformacji.
Spojrzałem na swoje ręce. Byłem w średnim wieku. Doskwierał mi głód. Postanowiłem udać się do najbliższej karczmy.
-Co robisz tu, nowy?- zagadnął mnie mężczyzna starszy ode mnie. Chwilę trwało, zanim zorientowałem się, że oczekuje odpowiedzi.
-Czym się zajmujesz?- mój głos był chropowaty. Z ukosa pojrzałem na skóry, którymi był obwieszony.
-Poluję. Na wilki. Dobrze płacą.
Zawrzał we mnie gniew, ale go zdusiłem. Utwierdzony w przekonaniu, ze ludzie są źli, spytałem:- Od jak dawna?
Myślałem o moich biednych pobratymcach, a ból ściskał mi serce.
-Od młodu. Pamiętam moją pierwszą zdobycz. Wilk, jasnoszary, samica, maszerowała przez las, zapominając o ostrożności, jakby była na kogoś zła…
Przerwał swą opowieść. W moich oczach zapłonął ogień. To była wypisz wymaluj Soraya, a przede mną stał jej zabójca. Napiąłem mięśnie i zaatakowałem go.
Próbował się bronić. Ale nie miał szans. Nie atakowałem jak człowiek, tylko jak wilk, jak orzeł. Złość dodawała mi sił. Zabiłem go.
-Poszło łatwo- powiedziałem do siebie zadowolony. Lecz za chwilę ogarnął mnie smutek. Cóż z tego, ze zabiłem mordercę Sorayi? Wybiłem także mnóstwo niewinnych ludzi. Niewinnych jak Soraya.
Postanowiłem do samego końca zostać człowiekiem i odpokutować moje grzechy. Zamieszkałem w malej chatce na uboczu. Każdemu, kto chciał mnie słuchać opowiadałem o dobrach przyrody wplatając moją historią. Pod koniec wszyscy zorientowali się, kto jest głównym bohaterem i odeszli, nie wierząc mi. Mój słaby wzrok nie pozwalał dojrzeć słuchających pilnie wilków na skraju lasu. Dla moich pobratymców stałem się obcy. Nie podchodzili bliżej.
A ja będę czekać na kogoś kto uwierzy w moja historię pełną bólu…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mariet
Jego Geisha
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się biorą dzieci? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:17, 24 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Soraya to ciągle miałam przed oczami te kremy i te innne. xDD
takie to trochę chaotyczne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kyasarin
Początkujący
Dołączył: 17 Cze 2009
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Iława Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:37, 25 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
"Soraya" - jakiś krem na zmarszczki, nie? :D
A, teraz tak poważnie, to ładnie pisałaś/piszesz. Tylko trochę to chaotyczne. Choć powiem szczerze, że początek mi się podobał. dopóki jej nie zabili xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kotolottie
Hilson's Lover
Dołączył: 11 Cze 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z krainy Wennu :3 Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:44, 26 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Ja przez niedawną lekturę "Heartland'u" kojarzę to imię całkiem miło. A co do opowiadania, nie jest źle ^.^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|